poniedziałek, 13 stycznia 2014

3

Zayn stanął autem pod domem przyjaciółki.
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się do niego.
On stukał już któryś raz palcem wskazującym o kierownicę.
-Zayn, jesteś na mnie zły?-spojrzał na mnie.
Jego wzrok był poważny. Urażony?
-Jestem, czy nie jestem?
-Zayn...-powiedziałam miękko.
-Skarbie, nie chcę żebyś kłóciła się z rodzicami, czy traciła kontakt z nimi tylko i wyłącznie przeze mnie.
-Zayn, wiesz jakie są moje kontakty z rodzicami. Nigdy się z nimi nie dogadywałam i kto jak kto ale powinieneś o tym wiedzieć najlepiej.
-Jak uważasz.-uderzył delikatnie pełną dłonią w kierownicę.
Przysunęłam się do niego bliżej i przytuliłam się do jego ramienia kładąc głowę na jego barku.
-Proszę, nie gniewaj się na mnie.-powiedziałam cichutko.
-Nie wytrzymałbym godziny.-uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
-Kocham cię Zayn, pilnuj mnie żebym tego nie spieprzyła.
-Nie pozwolę ci.-uśmiechnął się.
Zayn pomógł mi zanieść walizki pod drzwi przyjaciółki.
-Zadzwonisz wieczorem?
-Jasne.
-To ja lecę.
-Do usłyszenia.-uśmiechnęłam się i cmoknęłam jego usta.
Lord
On podążył już chodnikiem do samochodu, a ja zapukałam do drzwi. Po chwili szczekania Lorda przyjaciółka otworzyła mi drzwi.
-Hey.-przywitałyśmy się cmoknięciem w polik.-Wchodź. Daj, ci pomogę.
Alice wzięła jedną walizkę a ja drugą.
-Sama jesteś?
-Mama jest w gabinecie a ojciec jest na konferencji dentystów w Los Angeles.
-Gadałaś już z nią?
-nie, ale nie będzie miała nic przeciwko, żebyś tutaj została.
-Naprawdę?
-Jasne, że nie. Wiesz, że cię lubi. Chodź.
-A torby?
-Derek się nimi zajmie. Dereeek!
-Tak?-brunet pracujący dla rodziców Alice wychylił się przez poręcz schodów.
-Zanieś torby mojej przyjaciółki do mojej sypialni i przygotuj dla niej pokój gościnny obok mojego.
-Ten połączony z twoim?
-Tak. Dzięki. a ty chodź.-blondynka pociągnęła mnie za rękę do gabinetu jej matki.
-Mamo, możemy chwilę pogadać?
-Jasne, co jest?-kobieta spojrzała na córkę.-O, witaj Nina.
-Witam pani McKinnley.
-Nie mów tak do mnie, to brzmi jakbym miała osiemdziesiąt lat i tony pudru na twarzy kryjący zmarszczki. Chyba jeszcze tak nie wyglądam, co?-podniosła jedną brew.
-Jasne, że nie.
-Więc zapamiętaj, jestem Jenice.
-Dobrze Jenice.
-Mamo, czy Nina mogłaby zostać u nas jakiś czas. Ty i tata niedługo wyjeżdżacie na tydzień do Miami, więc i tak zostanę sama z nią mi będzie raźniej.
-Pewnie, będzie to sama przyjemność.
-Super.
-Kazałaś Derekowi przygotować pokój?
-Tak mamo.
-Dobrze, pozwólcie, że wrócę do pracy.
-Jasne.
Wyszłyśmy z gabinetu Jenice i poszłyśmy na ogród za domem. Weszłyśmy na domek na drzewie, który był stałym miejsce moim i przyjaciółki, gdy miałyśmy po 10/11 lat.
Usiadłyśmy na naszych stałych miejscach.
-Co się stało z rodzicami?-Alice popatrzyła na mnie z ukosa sięgając paczkę fajek z kieszeni kurtki.
Opowiedziałam przyjaciółce jak pokłóciłam się z rodzicami przy kolacji oraz o tym jaką niespodziankę zrobił mi Zayn.
-Więc zamieszkasz z Zaynem, powiadasz.-zaciągnęła się kolejnym już papierosem.
-Tak. Nawet nie wiesz jak bardzo na to czekam.
-A reszta rzeczy z domu?
-Zabiorę je, gdy będę się wprowadzać do domku.
-Mam nadzieję, że zrobicie parapetówę. Trzeba będzie oblać wasz krok na przód.
-Tak, tylko daj nam trochę czasu.
-Tego mam pod dostatkiem.
Przyjaciółka pokazała mi kontury do tatuażu, który zaplanowała sobie na karku.
-Kiedy wypełnianie?
-Za dwa i pół tygodnia mam wizytę umówioną.
-Jenice wie?
-Wie, że robię sobie tatuaż, ale nie wie jaki.
-Myślisz, że spodobałby się jej?
-Może tak, może nie. Wiesz, że ona ma różne wczyty.
-Wiem.
Poczułam wibracje mojego telefonu. Alice spojrzała na mnie wrzucając peta do puszki po piwie służącej za popielniczkę. Spojrzałam na wyświetlacz, a tam "Jack". Pokazałam jej ekran.
-Będę w domu.-powiedziała cicho i zaczęła schodzić na dół.
-Halo?-odebrałam niepewnie.
-Nina, co ty odpierdalasz?
-Nic ci do tego Jack.
-Jak nic mi do tego. Matka z ojcem kłócą się już trzecia godzinę. Obwiniają siebie za to co ty robisz.
-Czyli pupilek nie jest w centrum uwagi? Ojej, ale mi przykro.
-Przestań. Nigdy, nie byliśmy jakąś kochającą się rodziną, ale byliśmy razem. We czwórkę. Nie pamiętasz rodzinnych wakacji? Przynajmniej takie wspomnienia chciałbym zachować. Jeżeli rodzice rozejdą się przez ciebie, to wiedz, że nigdy ci tego nie wybaczę. I ty sobie tego też nie, mimo, że teraz się wypierasz.

/
To tyle.
Dziękujcie mojej współlokatorce za użyczenia laptopa. Dzięki niej mogłam bez problemu dokończyć to co zaczęłam i podzielić się tym z wami.
Nie jest ten rozdział jakiś spektakularny, ale mi się podoba. A wy jakie opinie?

Natalie Malik

2 komentarze:

  1. Ja sądzę, że rozdział jest świetny.
    Nie wiem, co więcej mam napisać.
    Życzę weny.
    Czekam na kolejny.

    Dominika.

    OdpowiedzUsuń